Każdy dzień wypełniony pracą po same brzegi. Kruca bomba mało casu ma doba. Stanowczo za szybko mija dzień. Wstając codziennie 5:20-5:30 i kładąc się ok 23:00 wiem, że nie zdążyłam zrobić połowę rzeczy, które miałam w zamiarze.
Dwa razy w tygodniu piekę chlebek bo innego pieczywa już nie jadamy. Z serami bywa różnie czasem robię raz na tydzień a czasem trzy razy.
W zależności od tego jak zchodzi. Praktycznie codziennie chodzimy z mężem na grzyby.

W sumie to na takiej zasadzie, że bierzemy Kluskę na spacer po lesie A po 40 min wracamy z pełnym wiadrem grzybów. Był taki moment, że wręcz zakazałam mężowi chodzić do lasu bo nie miałam już miejsca na suszenie . Słoików też już brakowało nie miałam już co robić z tymi grzybami. Ale były to tylko ze trzy dni przestojowe a potem od nowa :)
Pogoda też nam się zmienia z tygodnia na tydzień. Jeszcze dwa tygodnie temu wieczory i popołudnia sobotne spędzaliśmy z mężem tak
Wczoraj już rozpoczęliśmy sezon kominkowo - grzańcowy. U Was też już?
"Sezon kominkowy" jest cudowny. Moja ulubiona pora roku. Zazdroszczę Ci dostępu do grzybów:)
OdpowiedzUsuńI tego sera, który sama robisz.... Jest gdzieś na blogu przepis?
Pozdrawiam (chwilowo z Bayern).
Tak się składa, że mieszkam w lesie więc dostęp do grzybów mam bez ograniczeń. Przepisu nie ma, jeszcze , ale napiszę w następnym poście . Chyba, że potrzebny na już 😃
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń