6:20 zadzwonił budzik. Podniosłam się niechętnie i podreptałam do kuchni nastawić wodę na kawkę.
Na dworze jeszcze szarawo ale one już są . Po jakiś trzech minutach zapach kawy roznosi się po kuchni a ja stoję i cieszę oko naszymi gośćmi. Co najmniej od dwóch tygodni prawie codziennie ( bo zdarzyło im się mieć ze dwa razy jednodniową przerwę ) przychodzą pod nasz dom. Mniej więcej 30 metrów przed moim oknem . Kluska mało nie wyjdzie z siebie tak zaciekle ujada. Nie zwracają na nią najmniejszej uwagi. Po prostu robią swoje. Stoją i coś tam skubią i skubią.
Pewnie ciekawi Was kto mnie odwiedza :)))
małym :))) Pochodzą sobie troszkę, poskubią co im tam potrzeba i w miarę jak u mnie w domu domownicy zaczynają się budzić i dokazywać odchodzą sobie powoli. Wiedziałam,że mamy tu łosie. Słyszałam od syna, że gdzieś tam widział ale żeby tak blisko przychodziły?
Mieliśmy już u siebie przed domem sarny, zające, lisy i dziki ale łosie pierwszy raz . No dzisiaj mogę powiedzieć , że już nie pierwszy skoro przychodzą od tylu dni ;)
Sączyłam kawkę i z wielką przyjemnością obserwowałam sobie łosiową rodzinkę.
Córcia się śmieje, że to jej pierniki zwabiły je do nas. Pierniki co prawda robione kilka dni temu a łosie przychodzą dłużej ale co tam ona swoją teorię ma i już :D a niech jej będzie.
Skoro pierniki już są to i ozdoby się pokazują żeby nie było, że zaspałam w tym roku :)))
Goście, goście wyczuły zapach dobrej kawy ;) A pierniczki pewnie sie udały.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Tak, nie powiem kawka niczego sobie :))) a pierniczki też jak najbardziej. Córcia ma już taką wprawę , że wychodzą. Potem tylko lukrowanie i już :)))
Usuń